Reklamy kuszą i denerwują nasze kieszenie

Przeciętne wydatki na reklamę polskiej firmy pożyczkowej dochodzą do kilkunastu milionów złotych w ciągu roku. Nie powinna zatem dziwić ich powszechność w telewizji, radiu, prasie i Internecie. Po wpisaniu w Google’a słów „pożyczka gotówkowa”, pojawia się 2 310 000 wyników, a każda z top pozycji zawiera słowa klucze: „szybko”, „od ręki”, „w pięć minut”. Na początku czerwca br. Prezes UOKiK wszczął postępowanie, w którym zamierza zbadać reklamy telewizyjne kilku z dostępnych na rynku kredytów konsumenckich. Postępowanie ma pokazać, czy reklamy mogły naruszyć przepisy oferując pożyczki gotówkowe. Bez względu na wynik postępowania, warto zastanowić się, czy jest to przykład manipulacyjnych zabiegów reklamodawców, a może bezkrytycznego ich odbioru przez nas?

O tym, że reklamy kredytów konsumenckich kuszą sezonowo i dostosowują przekaz do naszych potrzeb, powinien wiedzieć każdy, kto ma telewizor w domu albo korzysta z Internetu. Latem dajemy się przekonać do wakacji na skąpanej w słońcu plaży, a zimą? Szybki zastrzyk gotówki ma pomóc nam uporać się z przedświąteczną gorączką i spokojnie odnaleźć się w zakupowym szaleństwie. Pytanie tylko, za jaką cenę?

Niestety, to czego w reklamie nie widać (bo napisane jest przysłowiowym „drobnym druczkiem”), to koszty, które mogą spowodować zwielokrotnienie pożyczonej kwoty. I o ile nasi bliscy będą nam z pewnością ogromnie wdzięczni za świąteczne prezenty, albo wczasy na Majorce, o tyle nasz domowy budżet będzie niestety błagał o litość. Koszty oferowanych pożyczek często są bardzo wysokie. Dlaczego? Ponieważ oprócz oprocentowania, które co prawda nie przekracza ustawowej granicy, firmy pożyczkowe, czy banki, oferują tak zwane prowizje. Pod tym pojęciem może kryć się na przykład dodatkowa, bardzo wysoka, opłata za odbiór spłacanych pieniędzy w domu. Rzetelna informacja o kosztach ma, w tym przypadku, kluczowe znaczenie, ponieważ nie ma określonych limitów opłat pobieranych w związku z udzieleniem kredytu konsumenckiego. A zatem może warto zadać pytanie o to, czy prawo nie powinno lepiej nas chronić?

Ustawa o kredycie konsumenckim, dosyć pobieżnie określa standardy staranności w zakresie tworzenia informacji reklamowych dotyczących kredytu konsumenckiego. Czytamy w niej na przykład, że kredytodawca w reklamach zawierających dane dotyczące kosztu kredytu gotówkowego podaje w sposób jednoznaczny, zrozumiały i widoczny informacje o stopie oprocentowania, całkowitą kwotę kredytu oraz rzeczywistą roczną stopę oprocentowania. Czy faktycznie te dane są podane w reklamach? Tak. Czy w sposób widoczny? Niestety nie. Najczęściej mamy do czynienia z „drobnym druczkiem”, którego konsument w potrzebie finansowej i w obliczu uzyskania „łatwej i szybkiej gotówki” albo nie widzi, albo zwyczajnie nie ma świadomości działania wspomnianych mechanizmów.

Perspektywa pożyczania pieniędzy w reklamie oczywiście może wydać się bardzo przyjemna. W niektórych reklamach wystarczy sięgnąć po nie ręką, w innych pozwalają spełniać nasze marzenia, a w jeszcze innych dostajemy nawet sporą premię! Niestety z konsekwencjami nieprzemyślanie podejmowanych decyzji - pod wpływem impulsu, na przykład pod wpływem reklamy - bardzo często spotykają się firmy windykacyjne. Nie chodzi o to, aby zniechęcać do korzystania z kredytów konsumenckich, bo czasami to jedyna możliwość, aby uzyskać finansowanie swoich planów, ale bardzo ważne jest, abyśmy robili to z głową. Chwila nieuwagi i nagle może okazać się, że szybka i przyjemna pożyczka, w spłacie już taka szybka i przyjemna nie jest.